poniedziałek, 4 listopada 2013

No Name.

Dzisiaj wezmę stopa, moja ostatnia podróż, podróż autostopem. Będę rozmawiał jak gdyby nigdy nic z kierowcą. Gdzieś w połowie drogi na nasz pas zjedzie kierowca tira. Część samochodu po której będę siedział zostanie zmieciona. Zginę na miejscu.

niedziela, 3 listopada 2013

|♥|

Wsiadam do samolotu, kolejny już raz. Nie lubię tego robić. To oznacza, że jestem coraz dalej. Dalej i dalej, samotny jak palec. Przyglądam się światu dookoła mnie. Jest jakby inny, stracił swój kolor, tak muszą widzieć psy, mniejszą ilością barw. Nienawidzę składać obietnic. Po prostu nienawidzę, bo przez nie muszę żyć.
Noce są najtrudniejsze, leżysz na łóżku - sam - i nie masz już siły na żaden ruch, ból cię sparaliżował, a może to przez zmęczenie? Przecież nie spałeś dłużej niż dwie godziny w tygodniu przez długie miesiące. A co gdybyś zrezygnował z bólu? Jeden szybki ruch, zero myśli, sięgasz po przygotowane już kilka miesięcy wcześniej tabletki, ich ilość zabiłaby słonia, a co dopiero marnego człowieka. W twoich myślach wciąż odtwarzają się chwile razem, każda szczęśliwa i te gorsze, kiedy ona płakała. I te słowa, które usłyszałeś zaledwie dwie godziny przed tym jak odeszła. I to co działo się potem. Nie poszedłeś na pogrzeb bo za bardzo bolało, krzyczałeś z bólu i wiłeś się w agonii, dlaczego to się nie kończy? Przecież tego właśnie chcesz. A teraz siedzisz w pokoju, który jest idealnie uporządkowany, zawsze byłeś porządnym facetem. Twoje przyzwyczajenia wróciły, zachowujesz się normalnie, ale to wszystko na niby, w środku jesteś pusty, wyprany z emocji. Jej już nie ma - ty umierasz codziennie.
Kiedy bliscy ludzie umierają. Boli. Większość ludzi nie doświadczy tego nigdy, trochę osób doświadczy tego uczucia raz, ale pozbierają się. Część osób się załamie i nigdy nie będzie taka sama, ale wciąż będą żyli. Kilka osób się zabije. Niektórzy złożą chore obietnice i mimo, że będą chcieli umrzeć, to nie będą mogli, bo są zbyt honorowi - jak ja. Ale gdyby to była tylko jedna osoba. W końcu bym się pozbierał. Ale potem umarła kolejna osoba i kolejna. Zdałem sobie sprawę, że to moja wina. Że jestem trefny. Zabijam wszystkich, których pokocham. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu - odbieram życie, zabieram lata dla siebie, swojego zła. Nie ma że nie chcę, nie ma, że nad tym panuję. Coś we mnie - coś mrocznego - odbierze to czego chce.  A pragnie tylko śmierci i mojego cierpienia. Chętnie się tego pozbędę. Ktoś chce mój dar? Potrafię odczuwać emocje innych - jakbym czytał o nich w książce. Działa na odległość. Mogę też stwierdzić jaką ktoś będzie miał przyszłość. Kiedy umrze, dokładną datą. Ale ja tego nie chcę, bo przez to też ludzie umierają. Jestem złem, w najczystszej postaci. Gdyby piekło istniało - a nie istnieje. Niebo również nie istnieje. Jest tylko nicość. Bezuczuciowe obserwowanie świata przez wieczność. To się dzieje z duszą. Zostajemy w nicości. Nikt na nas nie czeka po drugiej stronie.

Ja już po prostu chcę tam trafić. Nie czuć nic. Ludzie nie radzą sobie z własnymi uczuciami, ja muszę odczuwać jeszcze uczucia innych. Ja już po prostu nie chcę.

Przepraszam.

wtorek, 29 października 2013

ROZDZIAŁ VII

Miłość zabija, doskonale o tym wiem, 
doskonale znam uczucie to.

Julia była na dodatkowych badaniach, które zlecił lekarz. Prosiła mnie, żebym zaczekał w poczekalni - jakby to miało pomóc w niedenerwowaniu się. Kiedy wyszła ja od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Coś w wyrazie jej twarzy mówiło mi, że coś jest źle, nieodpowiednio, więc od razu ją przytuliłem. Nie odezwała się ani słowem podczas jazdy do domu, a po wejściu do niego od razu usiadła na kanapie. 

Powiesz mi w końcu, co się dzieje? coś nie tak z dzieckiem? co jest grane?

Podniosła wzrok, a w jej oczach zabłysnęły łzy - w jej cudownych oczach, które miały w sobie wszystkie odpowiedzi, teraz była pustka. Ciemność, wstałem powoli i uklęknąłem przed nią i wziąłem jej twarz w dłonie.

Hej, cokolwiek to jest... cokolwiek - powtórzyłem - poradzimy sobie z tym razem, jak zawsze. Ty i ja, razem.

Na nic zdały się moje zapewnienia - Julia rozpłakała się na dobre, długo nie mogła się uspokoić, a kiedy już zaczynała, to wypowiedziała w końcu z siebie słowa, które miałem pamiętać na wieki, słowa, które miały mnie zabić. Zabić miłością.

Niedługo może nie być razem, może nie być nas. Mam chore serce, to serce nie wytrzyma porodu. Lekarz kazał wybierać pomiędzy moim życie, a życiem dziecka. Chyba wiesz już, co wybrałam. - powiedziała to jednym ciągiem jakby bała się, że jeśli przestanie mówić, to nie uda się jej skończyć.

Patrzyłem na nią jakbym nie rozumiał słów, jakby słowa były niczym, a tylko ból, który poczułem miał sens. Ból, w całym ciele, tak silny, że zacisnąłem zęby z bólu, a mięśnie w całym ciele zabolały z wysiłku, ale przecież wciąż klęczałem bez ruchu. Moje dłonie, które trzymałem na jej kolanach opadły bezwładnie na ziemię.

Przez następne tygodnie robiłem wszystko na autopilocie - nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli o śmierci ukochanej, która chciała oddać życie za dziecko. Wiedziałem doskonale, że bez niej nie dam sobie rady w życiu, nic nie będzie miało sensu. Wtedy Julia nie wytrzymała. Zrozumiałem, że krzyczy dopiero wtedy, kiedy złapała mnie za ramiona i mną potrząsnęła.

Obudź się w końcu! Potrzebuję cię! Potrzebuję wsparcia do jasnej cholery! Potrzebuję męża a nie tego czym się stałeś...

Patrzyłem na nią, jakbym zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Złapała mnie za rękę i przyłożyła dłoń do swojego brzucha. Po chwili ciszy dziecko kopnęło, a ja zabrałem dłoń.

Ono cię zabija. Ja cię zabiłem, to wszystko moja wina. Moja wina... - poczułem łzy na swoich zimnych policzkach - To moja wina, a ja nie jestem gotów, żeby cię stracić, nigdy nie będę na to gotów. Nigdy! rozumiesz? Nigdy!

Przytuliła mnie mocno, choć niezdarnie - ze względu na rozmiar brzucha, a ja szlochałem powtarzając ciągle to samo słowo: Nigdy...nigdy...nigdy... 

MaxSentymentalny: 5. Odpływam, odpływam raz ostatni już...

And all I ever wanted was for you to know
Everything I do I give my heart and soul
I can hardly breathe, I need to feel...


Chowam twarz w dłoniach, znowu sprawdzam, znowu korzystam z tego z czego nie powinienem, ale dzisiaj było warto. Dowiaduję się dzięki swojej mocy rzeczy z jednej strony smutnej - nic nowego dla mnie, prawda? - z drugiej jednak bardzo szczęśliwej dla kogoś na kim mi cholernie zależy.
Siadam na podłodze w pustym pokoju, wyciągam kartkę i piszę, jeden tylko list, który wyjaśni wszystko - serce mnie boli, dusza ma skamle. Jeden tylko mały głosik w mojej głowie podpowiada, że nie powinienem tak postępować. Muszę go uciszyć - to egoizm, nasz ludzki diabeł, swoisty lucyfer z ogni piekielnych, co to podżega do złego nas ludzi.
Kolejny raz w swoim życiu muszę podjąć trudną decyzję - wiem, że nie ostatnią. Moje życie wcale nie było marne - chociaż z moich opisów można wywnioskować, że właśnie tak myślę. Było pełne niespodzianek. Nie każdy człowiek zaznaje tyle miłości, tyle szczęścia, oraz zarazem tyle cierpienia, co doznałem ja sam.

Urodziłem się z darem. Kiedy idę ulicą, to wystarczy, że spojrzę na daną osobę i potrafię powiedzieć, co czuje. To tak jakby mój umysł zahaczał o duszę drugiej osoby i słuchał, co mówi. Mój dar to moje przekleństwo - potrafi zabijać. Zbyt długi z nim kontakt sprawia, że człowieka spotyka coś złego. Dopiero niedawno zacząłem go kontrolować na tyle, że nie muszę z niego korzystać. To mój sposób na ochronę osób, które kocham... mój jedyny, zwyczajny sposób, który był moim ratunkiem przed cierpieniem.
Uśmiecham się przymykając oczy, oto ja stoję na polu pełnym kwiatów - przyszłość bez wątpienia. Wychodzę z pola na ulicę i idę wzdłuż niej. Docieram do miasta, które wydaje się znajome. Sprawdzam, zaglądam w zakamarki przyszłości poprzez uczucia. Widzę coś wyjątkowego, dwie różne drogi. Zaglądam w kierunku pierwszej i widzę szczęście, uśmiecham się, ale sprawdzam też drugą i widzę śmierć... otwieram oczy i czuję łzy na swoich policzkach. Krzyczę i uderzam raz za razem głową o ścianę, z moich ust płynie ból: Nie! Nie! Nie! [...] Opadam na kolana w kałuży krwi z własnej głowy. Ściana wygląda jak malowidło... Przymykam powieki i szepczę coraz ciszej: Tak, tak, tak...
Teraz to wiem. Muszę być samotny, cierpiący nicość - niczyi. Smutne trochę, smutne myśli smutnego człowieka. Podjąłem decyzję, która może i będzie boleć. Będę tęsknił, przepraszam, będę tęsknił, ale nie pozwolę umrzeć kolejnej osobie, którą kocham. Byłaś jedyną, która mnie zrozumiała takim jakim jestem. A jeśli nie do końca rozumiałaś, to zaakceptowałaś we mnie wszystko - moją wyjątkowość, wewnętrzne zło, które było długo zamknięte, ale jeśli zamknie się kogoś za kratami, to nadal może krzyczeć. Tak jest z moim mrocznym ja. Krzyczy tak głośno, krzyczy.... tak bardzo krzyczy, krzyczy i niszczy wszystko, niszczy...

niedziela, 7 lipca 2013

MaxSentymentalny: 4. Love, being in love, both...

A w tym wszystkim było dla mnie coś wyjątkowego. Jedzenie wspólnych kolacji i śniadań, czasami obiadu. Wspólna niedzielna msza. Oddawanie swojej bluzy i swetra, kiedy było jej zimno. Leżenie w łóżku i napawanie się bliskością. Szeptane słowa, które dawały poczucie, że jest się ważnym. Zapach - jedyny w swoim rodzaju magnetyzm, którym mogłem napawać się bez końca. Trzymanie dłoni w dłoniach. Spojrzenia i błyski w oczach - jedynych, których nigdy nie potrafiłem przejrzeć. Poczucie bycia potrzebnym. Trudne chwile, które na początku nas wzmacniały, ale były zapowiedzią końca, też były ważne. Zaplątanie ciał. Szybkie chwile uniesienia i powolne uwodzicielskie ruchy ciała. Przyglądanie się jak rozmawia ze znajomymi i sprawdzanie czy jest bezpieczna. Gotowość do oddania życia za drugą osobę. Trzymanie w ramionach. Letnie spacery. Rozgrzewanie ciała ciałem. Uśmiechy i czułe wyznania, które były jak siedzenie bardzo blisko ognia. Pamiętam wszystko, ale... zaczynam tracić szczegóły.

Siedzę na balkonie, dochodzi pierwsza w nocy. Od tak pomyślałem, że warto napisać. Wyrazić myśli i uczucia, prowadzić samego siebie dalej i dalej, od co taka piękna gwieździsta noc. Takie noce warto tracić na myślenie o miłości. O tym co przeminęło. Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego kogoś kochacie, ale nie pragniecie tej osoby? Dla mnie to proste. Oddzielam to grubą kreską. Miłość zdarza się od samych narodzin. Kochamy ciało, które nas wydaje już będąc małą zapowiedzią dziecka. Brzuchem matki, który porusza się razem z nami. Potrafimy kochać od samego początku. Rodzice, rodzeństwo, przyjaciele...

Taka nauka z której wynika dobroć. Możemy pokochać zwierzęta, drugiego człowieka. Potrafimy oddać za niego życie i to już tak wiele. Z czystej dobroci i miłości do niego. W tej chwili widzę siebie oddającego życie za wszystkich, których utraciłem, którzy zostali mi odebrani. Ale przecież nie o tym chciałem pisać.




Miłość i zakochanie to dwie różne rzeczy. Widzisz... to taka prosta - zagmatwana sprawa. Bo kiedy kogoś kochasz, to ta osoba jest ważna i boli jej brak, zastanawiasz się jakby to było gdyby była blisko. Czasami tęsknisz bardzo, ale kiedy jesteś w kimś zakochany/a, to wyobrażasz sobie dotyk ust, dłoni na swoim ciele, tęsknisz tak bardzo, że ból odbiera ci świadomość niczym wbijające się w ciebie tysiące drzazg. Pożądanie drugiej osoby jest nie do zniesienia. Łzy, które wylewasz nocami, przedmioty przywołujące wspomnienia - mające w sobie coś wyjątkowego. Dające wspomnienie bezpieczeństwa i spokoju, które czułeś/aś przy tej osobie. Znam to doskonale. Wiatr jest chłodniejszy, słońce bardziej piecze, sny pozwalają uciec na moment w krainę dzięki której czujesz tę osobę znowu i znowu, jakby wszystko wróciło.

Wiem, że to boli. Utrata takiej osoby. Potrafię powiedzieć, że często możemy zakochać się na wieczność. Taki głos poruszyłby naszym ciałem w grobie. Obudziłby z najgłębszego snu i dodał nam siły, żeby biec szybciej na ratunek. Uczyniłby nas niezniszczalnymi, przynajmniej duchowo. Wsparcie takiej osoby daje tak wielką moc, że moglibyśmy zrobić wszystko, ze wszystkiego się pozbierać. Dokonać dla niej niemożliwego.

Sytuacja w której ktoś nas kocha, a nie jest w nas zakochanym tak jak my w tej osobie jest trudna. Ciężka i bolesna.

Podnieść się? Nawet ja nie wiem jak to zrobić, ale czas leczy rany. Jeśli mamy go wystarczająco dużo, to możemy wytrzymać prawie wszystko. Prawie. Wszystko zależy od nas...

Maxsentymentalny.

czwartek, 27 czerwca 2013

MaxSentymentalny: 3. Nie ma drugiej takiej istoty na świecie.

Jadąc dzisiaj samochodem myślałem o tym, co mnie otacza. Rzucałem na coś okiem i starałem się jakoś to nazwać. Ale tak naprawdę znalazłem się w punkcie, który do niczego nie prowadził. Widzę świat oczami kogoś, kto nie potrafi się obejść bez wniosków. Lubię mieć poukładane w głowie. Lubię wiedzieć o świecie bardzo dużo. Kiedy trafiam na coś czego nie wiem, to szukam o tym informacji. Wszechstronność, to bardzo ważna rzecz. Przynajmniej w moim świecie.

Człowiek jest bardzo dziwną mieszanką. Chcę powiedzieć, że czyni sobie świat poddanym z mniejszym lub większym skutkiem, potrafi kochać i współczuć najmocniej na świecie, ale też nienawidzić i krzywdzić, jak żadna inna istota na Ziemi.

Budujemy wspaniałe drogi - patrząc ogólnie(nie polskie ;p) - samochody, które pokonują setki czy nawet tysiące kilometrów dziennie. Samoloty, helikoptery. Widzieliście jakiś nowy budynek? Wszystko tak nowoczesne, że zapiera dech w piersi. Komunikujemy się z całym światem kilkoma przyciskami. Uczymy się języków i jeździmy na wakacje w ciepłe kraje. Stworzyliśmy pieniądze i prąd. Matko boska. Prąd w kablu? Co by powiedzieli w średniowieczu? A woda w domu? Czysta, można pić i nie trzeba iść z wiadrem do studni ani rzeki. Wszystko takie łatwe. Proste.

Wiecie do czego to wszystko prowadzi? Staramy się uprościć miłość. Jak tutaj kochać bez pracy nad tym. Związki tworzą się na podstawie łatwizny bycia ze sobą. To cholerny świat w którym jedni kochają tak mocno jak tylko można a inni wychodzą z założenia, że trzeba się bawić uczuciami. Bo życie jest do zabawy. O tuż tutaj się mylicie. O życie trzeba dbać. Pielęgnować je. Tak samo jest z byciem z drugim człowiekiem. Musimy to pielęgnować. To straszne, że większość ludzi już o tym zapomina. A świat tak naprawdę dopiero przyśpieszy. W zaskakującym tempie.

Kochany ten świat. I dziwny. Jak żaden inny. Tak piękny i niebezpieczny zarazem. Pomieszanie wszystkiego z czym boimy się zetknąć i co kochamy robić. Poczułem to dzisiaj ze zdwojoną siłą.

Boję się, że świat zapomni żyć naprawdę. A będzie tylko robił wszystko impulsami, danymi przesłanymi w liczbach. Boję się, że miłość będzie chwilowym uczuciem. Boję się, że stracimy wyjątkowość, którą mamy i dzięki której jesteśmy tak wspaniałą mieszanką. Przeraża mnie to, że ludzie nie potrafią odróżniać miłości i zakochania. To okropne uczucie bać się za cały świat, ale też wspaniałe uczucie wiedzieć, że są ludzie, którzy dają ogromną nadzieję na lepsze jutro.

Tak, dzięki, miło mi.

środa, 19 czerwca 2013

MaxSentymentalny: 2. Miłość czy zauroczenie?



Twoje serce znowu podskakuje na widok tego chłopaka/ dziewczyny. Niezależnie od tego, co spowodowało spotkanie. A może przechodzisz obok na przerwie w szkole, albo jest na plaży, kiedy tam przychodzisz. Czujesz ciekawość, kiedy jest w pobliżu, lekkie poddenerwowanie. Co najmniej dziwne uczucie, prawda?

Zastanawiałem się kiedyś, czym dokładnie dla ludzi jest miłość. Nastolatki często mylą uczucie zauroczenia z miłością. A to z bardzo prostej przyczyny. Nie odróżniają jednego od drugiego. Na początku posta opisałem zauroczenie. To co budzi naszą ciekawość. Zauroczenie wciąż trwa do momentu, kiedy nie poznamy danej osoby, a to trwa bardzo długo. Często początkujące małżeństwa nie potrafią ze sobą wręcz wytrzymać, ponieważ tak naprawdę nie zdążyły się do końca poznać. Nie mieszkały ze sobą na "pełen etat", nie płaciły wspólnych rachunków i nie miały ciągle wspólnych problemów. To prowadzi do kłótni. Dlatego mówi się, że pierwszy rok jest najtrudniejszy.

Motylki w brzuchu? Taki jakby mechanizm alarmujący, że czujemy zbyt dużą ciekawość. Nasze ciało zaczyna reagować na drugą osobę. Śmiesznie wyglądają ludzie, którzy mówią, że chyba się zakochali, kiedy są po kilku randkach.

Postawmy sprawę jasno. Miłość wynika z wzajemnego poznania, całkowitego przywiązania i oddania się drugiej osobie. Buduje się ją na zaufaniu, szczerości i płomieniu namiętnych dusz. Tak. Ten czynnik jest czymś ważnym, kiedy ktoś rozpali w naszej duszy ogień, to nie tak łatwo go pokonać. Stajemy się częścią tej osoby, niemalże do niej należymy. Chociaż z własnością nie ma to nic wspólnego.

Historia? Pewnej wiosny dziewczyna napisała do chłopaka, który zawsze ignorował wiadomości. Złożyło się tak, że tym razem coś go tknęło, żeby jednak odpisać. Zaczęli rozmawiać, wymieniać się wiadomościami i spierać o różne rzeczy. Dziewczyna bardzo chciała, żeby chłopak ją pokochał. Myślę, że była nim zauroczona. I on w niej. Mieszkali od siebie bardzo daleko, ale jednak to nie przeszkodziło im w tym, żeby się spotkać. Ona czuła się przy nim bezpiecznie, ufała mu. Wiedziała, że oddałby za nią życie. Natomiast on im dłużej z nią przebywał tym bardziej był do niej przywiązany i oddany. Zakochał się. Ale po jakimś czasie dziewczyna, która nie była zakochana tylko zauroczona odeszła od niego. Cierpiał bardzo. Mimo wielu problemów, które miał - na przykład zdrowotne - zawsze czuł, że tylko jej mu brakuje, jakby zabrała ze sobą płomień, który utrzymywał go przy życiu.

Rozumiecie? Miłość nie jest łatwa. Zauroczenie zawsze mija, jeśli nie przerodzi się w miłość. Ale miłość jest wieczna. Zawsze będzie trwać. Co nie znaczy, że nie można pokochać wiele razy, prawda?