wtorek, 29 października 2013

ROZDZIAŁ VII

Miłość zabija, doskonale o tym wiem, 
doskonale znam uczucie to.

Julia była na dodatkowych badaniach, które zlecił lekarz. Prosiła mnie, żebym zaczekał w poczekalni - jakby to miało pomóc w niedenerwowaniu się. Kiedy wyszła ja od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Coś w wyrazie jej twarzy mówiło mi, że coś jest źle, nieodpowiednio, więc od razu ją przytuliłem. Nie odezwała się ani słowem podczas jazdy do domu, a po wejściu do niego od razu usiadła na kanapie. 

Powiesz mi w końcu, co się dzieje? coś nie tak z dzieckiem? co jest grane?

Podniosła wzrok, a w jej oczach zabłysnęły łzy - w jej cudownych oczach, które miały w sobie wszystkie odpowiedzi, teraz była pustka. Ciemność, wstałem powoli i uklęknąłem przed nią i wziąłem jej twarz w dłonie.

Hej, cokolwiek to jest... cokolwiek - powtórzyłem - poradzimy sobie z tym razem, jak zawsze. Ty i ja, razem.

Na nic zdały się moje zapewnienia - Julia rozpłakała się na dobre, długo nie mogła się uspokoić, a kiedy już zaczynała, to wypowiedziała w końcu z siebie słowa, które miałem pamiętać na wieki, słowa, które miały mnie zabić. Zabić miłością.

Niedługo może nie być razem, może nie być nas. Mam chore serce, to serce nie wytrzyma porodu. Lekarz kazał wybierać pomiędzy moim życie, a życiem dziecka. Chyba wiesz już, co wybrałam. - powiedziała to jednym ciągiem jakby bała się, że jeśli przestanie mówić, to nie uda się jej skończyć.

Patrzyłem na nią jakbym nie rozumiał słów, jakby słowa były niczym, a tylko ból, który poczułem miał sens. Ból, w całym ciele, tak silny, że zacisnąłem zęby z bólu, a mięśnie w całym ciele zabolały z wysiłku, ale przecież wciąż klęczałem bez ruchu. Moje dłonie, które trzymałem na jej kolanach opadły bezwładnie na ziemię.

Przez następne tygodnie robiłem wszystko na autopilocie - nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli o śmierci ukochanej, która chciała oddać życie za dziecko. Wiedziałem doskonale, że bez niej nie dam sobie rady w życiu, nic nie będzie miało sensu. Wtedy Julia nie wytrzymała. Zrozumiałem, że krzyczy dopiero wtedy, kiedy złapała mnie za ramiona i mną potrząsnęła.

Obudź się w końcu! Potrzebuję cię! Potrzebuję wsparcia do jasnej cholery! Potrzebuję męża a nie tego czym się stałeś...

Patrzyłem na nią, jakbym zobaczył ją pierwszy raz w życiu. Złapała mnie za rękę i przyłożyła dłoń do swojego brzucha. Po chwili ciszy dziecko kopnęło, a ja zabrałem dłoń.

Ono cię zabija. Ja cię zabiłem, to wszystko moja wina. Moja wina... - poczułem łzy na swoich zimnych policzkach - To moja wina, a ja nie jestem gotów, żeby cię stracić, nigdy nie będę na to gotów. Nigdy! rozumiesz? Nigdy!

Przytuliła mnie mocno, choć niezdarnie - ze względu na rozmiar brzucha, a ja szlochałem powtarzając ciągle to samo słowo: Nigdy...nigdy...nigdy... 

2 komentarze:

  1. Poplakalam się :(
    Masz talent przepiękna historia. Będzie kolejna cześć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie kiedy będzie kolejna cześć tego? Bardzo ciekawe i życiowe oby więcej takich :)

      Usuń