niedziela, 3 listopada 2013

|♥|

Wsiadam do samolotu, kolejny już raz. Nie lubię tego robić. To oznacza, że jestem coraz dalej. Dalej i dalej, samotny jak palec. Przyglądam się światu dookoła mnie. Jest jakby inny, stracił swój kolor, tak muszą widzieć psy, mniejszą ilością barw. Nienawidzę składać obietnic. Po prostu nienawidzę, bo przez nie muszę żyć.
Noce są najtrudniejsze, leżysz na łóżku - sam - i nie masz już siły na żaden ruch, ból cię sparaliżował, a może to przez zmęczenie? Przecież nie spałeś dłużej niż dwie godziny w tygodniu przez długie miesiące. A co gdybyś zrezygnował z bólu? Jeden szybki ruch, zero myśli, sięgasz po przygotowane już kilka miesięcy wcześniej tabletki, ich ilość zabiłaby słonia, a co dopiero marnego człowieka. W twoich myślach wciąż odtwarzają się chwile razem, każda szczęśliwa i te gorsze, kiedy ona płakała. I te słowa, które usłyszałeś zaledwie dwie godziny przed tym jak odeszła. I to co działo się potem. Nie poszedłeś na pogrzeb bo za bardzo bolało, krzyczałeś z bólu i wiłeś się w agonii, dlaczego to się nie kończy? Przecież tego właśnie chcesz. A teraz siedzisz w pokoju, który jest idealnie uporządkowany, zawsze byłeś porządnym facetem. Twoje przyzwyczajenia wróciły, zachowujesz się normalnie, ale to wszystko na niby, w środku jesteś pusty, wyprany z emocji. Jej już nie ma - ty umierasz codziennie.
Kiedy bliscy ludzie umierają. Boli. Większość ludzi nie doświadczy tego nigdy, trochę osób doświadczy tego uczucia raz, ale pozbierają się. Część osób się załamie i nigdy nie będzie taka sama, ale wciąż będą żyli. Kilka osób się zabije. Niektórzy złożą chore obietnice i mimo, że będą chcieli umrzeć, to nie będą mogli, bo są zbyt honorowi - jak ja. Ale gdyby to była tylko jedna osoba. W końcu bym się pozbierał. Ale potem umarła kolejna osoba i kolejna. Zdałem sobie sprawę, że to moja wina. Że jestem trefny. Zabijam wszystkich, których pokocham. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu - odbieram życie, zabieram lata dla siebie, swojego zła. Nie ma że nie chcę, nie ma, że nad tym panuję. Coś we mnie - coś mrocznego - odbierze to czego chce.  A pragnie tylko śmierci i mojego cierpienia. Chętnie się tego pozbędę. Ktoś chce mój dar? Potrafię odczuwać emocje innych - jakbym czytał o nich w książce. Działa na odległość. Mogę też stwierdzić jaką ktoś będzie miał przyszłość. Kiedy umrze, dokładną datą. Ale ja tego nie chcę, bo przez to też ludzie umierają. Jestem złem, w najczystszej postaci. Gdyby piekło istniało - a nie istnieje. Niebo również nie istnieje. Jest tylko nicość. Bezuczuciowe obserwowanie świata przez wieczność. To się dzieje z duszą. Zostajemy w nicości. Nikt na nas nie czeka po drugiej stronie.

Ja już po prostu chcę tam trafić. Nie czuć nic. Ludzie nie radzą sobie z własnymi uczuciami, ja muszę odczuwać jeszcze uczucia innych. Ja już po prostu nie chcę.

Przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz