Dwa lata później.
Niesamowite jak czas szybko płynie, kiedy człowiek jest szczęśliwy. Nie jesteśmy z Julią idealnym małżeństwem. Pierwsze miesiące były trudne. Gryźliśmy się prawie o wszystko od kiedy po ślubie przeprowadziła się do mojego mieszkania. Ale jeśli się kogoś kocha, to wszystko można przetrzymać i nigdy się nie odpuszcza. Dzisiaj pogrzeb Ani - tak miała na imię ciężko chora sąsiadka moich rodziców. Często im pomagałem. Zajmowałem się małym Adamem, kiedy jeszcze mieszkałem z rodzicami. Jej syn o takim samym imieniu jak ja trochę podrósł i ciężko znosił śmierć mamusi. Nie rozumie jeszcze jak będzie mu ciężko. Zresztą ja też nie rozumiem. Nikt mi nigdy nie umarł. Zawsze miałem wszystkich, których kochałem. Martwe ciało wygląda inaczej niż żywe, być może dlatego, że nie ma w nim duszy. Może to złe porównanie, ale miałem podobne wrażenie szukając części do samochodu na złomowisku. Pozostawione tam auta nie mają właścicieli, tracą swoje piękno tak samo jakby wszystkie ich uczucia uciekły. Ciężko jest się pogodzić z takim biegiem wydarzeń.
Pogrzeby są smutne. Aura pogrzebu sprzyja płaczu. Ludzie wylewają z siebie łzy, które mają pożegnać kogoś kogo kochają, ale tej osoby nie ma już wśród żywych. Trzeba pokazywać światu, jak bardzo nam jej brakuje. Myślę, że kiedy ktoś choruje bardzo długo, to najbliżsi w jakimś sensie są gotowi na śmierć. Z czasem wiedzą już, że zostaną sami. Przynajmniej tak jest z dorosłymi. Dzieci nie potrafią zrozumieć, że choroba, to nie tylko kaszel i gorączka. Ale co z dziećmi chorymi na raka? Czy mają świadomość, że ich czas się kończy, kurczy do rozmiarów iskry, żeby w końcu zgasnąć przy najmniejszym podmuchu? W filmach są zawsze silne, wspierają swoich rodziców wiedząc, że mogą im dać ostatnie chwile radości. Ale rodzice nie będą potrafili się z tym pogodzić przez długi czas. Ja bym nie mógł.
Wyszliśmy z Julią z cmentarza prawie jako ostatni. Przekazałem kondolencje i porozmawiałem chwilę z małym Adamem. Obiecałem, że niedługo ich odwiedzę i zagramy razem na konsoli.
Możemy porozmawiać... - zaczęła Julia i spojrzała mi w oczy. - to ważne - dodała po chwili.
Przybrała poważny ton, który zazwyczaj zwiastował kłopoty, ale po chwili uśmiechnęła się niepewnie, a jej warga zadrżała lekko.
Oczywiście. O czym? - zapytałem lekko zaniepokojony i zatrzymałem się patrząc jej w oczy.
Wiem, że to nie najlepszy moment, ten pogrzeb i kilka innych problemów...- Przygryzła wargę i przytuliła się szybko. Niesamowite jak bardzo była niepewna, kiedy chciała powiedzieć coś ważnego. Jakby odbierało jej to całą pewność siebie, której nabrała do mojej osoby przez te wszystkie lata bycia razem.
Wykrztusisz to z siebie nareszcie? - zapytałem wdychając zapach jej włosów. Nadal działał na mnie tak samo jak na samym początku. Uśmiechnąłem się lekko.
Jestem w ciąży. - zesztywniała i odsunęła się, żeby przyjrzeć się mojej twarzy.
W jednej chwili świat stanął na głowie. Wiecie jakie to uczucie, kiedy do krwi dostaje się adrenalina i serce automatycznie przyśpiesza? To była coś podobnego, tylko moje serce wybuchło żarem, powiększyło się kilkukrotnie i wykonało salto z perfekcyjnym lądowaniem. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Zaniemówiłem na ułamek sekundy, całe nasze wspólne życie przeleciało mi przez głowę i zatrzymało się na pierwszej wspólnej nocy. Przyśpieszyło do momentu, kiedy zgodziła się zostać moją żoną, żeby zaraz przeskoczyć do ślubu, a następnie do nocy poślubnej i ostatniego razu. Wszystko cofnęło się, jakby na powrót wchodziło do mojej głowy. Do przodu - frrrruuuuuuuu, do tyłu - wruuuuuum... Masakra, znacie to? Nie? Ja też nie znałem do tej chwili. Niesamowite uczucie. jakby spełniały się wszystkie marzenia w jednej chwili.
Pocałowałem ją mocno i długo, a kiedy się odsunąłem i spojrzałem jej w oczy miała w nich łzy.
Nie płacz, głupia. Przecież to wspaniale! Będziemy rodzicami! - uśmiechnąłem się łobuzersko - Wystarczy powiedzieć: Spisałeś się mój najwspanialszy, najcudowniejszy, najlepszy mężczyzno na świecie. - zaśmiałem się, kiedy jej usta rozszerzył uśmiech.
Tak. Byłem naprawdę szczęśliwy w tej chwili. Jak nigdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz